czwartek, 1 września 2022

Rometem dookoła Polski* cz.1

 // Poniższy wpis jest wpisem archiwalnym. Wrażenia z podróży spisuję z głowy bez żadnych notatek, dlatego relacja nie będzie dokładna.

    Po wejściu w nastoletni wiek pojawiły się u mnie ciągotki do podróży autostopem. Sam nie do końca jestem pewien skąd mi się to wzięło, wszak autostop wydaje się być martwy wsród pokolenia milenialsów. Pamiętam, że mając już stały dostęp do internetu sporo czasu przesiadywałem na forach autostopowych, czytałem relacje i przeglądałem zdjęcia, oglądałem filmy z wyjazdów. Wypytywałem co należy spakować do plecaka, czy kuchenka powinna być gazowa czy lepsza na denaturat. Byłem pod wrażeniem odwagi, ktoś był w Syrii, ktoś dojechał do Turcji czy Hiszpanii. Były osoby które się całkowicie nie znały, a ugadywały się na wycieczkę przez internet i spędzenie kilkunastu dni w swoim towarzystwie.

Na długą wyprawę autostopową nigdy nie starczyło odwagi. W moim otoczeniu nikogo nie ciągnęło do jazdy okazją, także moje wojaże ograniczyły się do kilku powrotów stopem z imprez.

Do autostopu miałem okazję powrócić za czasów studenckich, wszak jest organizowana, bardzo popularna wśród studentów, impreza Auto Stop Race, ale przyznam że formuła imprezy mnie odrzucała i nigdy nie wziąłem udziału.

    Tak sobie myślę, że moje mini podróże motocyklowe są kontynuacją tego zainteresowania sprzed kilkunastu lat. Widocznie w przyrodzie nic nie ginie i obecne w człowieku pasje potrafią się rozbudzić przy sprzyjających okolicznościach.

Tak właściwie to nie jestem pewien co mnie skłoniło do zakupu motocykla. Zainteresowanie było od zawsze, wujek miał Ogara na którym nigdy nie jeździłęm, a ojciec skuter który był ratunkiem na dorastanie na wsi. W poprzedniej pracy miałem kolegę który kupił motocykl o pojemności 125 ccm i byłem pod wielkim wrażeniem oglądając go na parkingu. Gdy tylko była okazja wypytywałem jak się jeździ, czy są problemy z eksploatacją, czy nie miał ostatnio jakichś przygód. Od tego momentu minął rok, i coś mnie tknęło, sam nie wiem co. Po prostu siedziałem na kanapie i nagle przyszła myśl "powinienem kupić motocykl". Chyba. Sam nie wiem.

Pomysł na objechanie Polski dookoła i odwiedzenie 4 punktów "naj" tj. punktów najbardziej wysuniętych na północ, południe, wschód oraz zachód przyszedł z youtube. Jak za nastoletnich czasów  czytałem relację o podróżach stopem, tak tym razem śledziłem Grzegorza z kanału "Gregor w drodze" i wiedziałem, że to jest to, to jest mój plan na wymarzone wakacje.

Ze znanym sobie zapałem rozpocząłem kompletowanie sprzętu, nie było ani chwili na wahanie bo przecież znam siebie, odpuszczę na chwilę i nie zrobię już tego nigdy, wyjdzie słomiany zapał. Kupiłem najtańszy namiot z decathlonu, samopompującą matę. Posiłki miałem przyrządzać na nowym palniku gazowym, a całość władowałem do nowych 30 litrowych rollbagów.

Rozpoczęło się odliczanie, sprawdzanie czy na pewno wszystko mam, na googlu planowanie trasy, co zobaczyć, gdzie jest fajne pole namiotowe, prawdziwa przedwyprawowa gorączka. Co najzabawniejsze cała wycieczka potoczyła się zupełnie innymi torami, spałem w innym miejscu, zwiedzałem atrakcje których zwiedzania nie planowałem, a te które zaplanowałem bez większego żalu ominąłem. Już po pierwszym dniu rozjazd był tak duży że podążanie za planem było zupełnie bez sensu, mało tego, powodowało by tylko dodatkową spinę, że nie jadę zgodnie z tym co sobie zaplanowałem.

Dzień przed samym wyjazdem postanowiłem sprawdzić jak moja mała 125ka będzie się prowadziła obładowana sakwami, planowałem sakwy mieć po bokach a namiot z matą do spania na górze, niestety przeszkadzały kierunkowskazy więc zmuszony byłem zbudować taką konstrukcję :)

 
Dzień 1.
Oława - Strzelin - Dzierżoniów - Walim - Boguszów górce - Kamienna Góra - Kowary - Karpacz - Szklarska Poręba - Świeradów Zdrój -  Gryfów śląski - Lubań - Zgorzelec - Ruszów - Łęknica - Tuplice - Lubsko - Bronków (428 km)

Noc bezsenna, milion myśli w głowie "kurde, ja naprawdę to robię, jadę sobie w długą wycieczkę w Polskę na motorku". Planowałem wyjechać około 7, z tego co pamiętam o 5 już się kręciłem po mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Szybkie zniesienie sakw na dół, przytroczenie ich do motorka i jazda. Pierwsze kilka kilometrów mijało w niepokoju, sam nie wiem dlaczego, ale wszystko w środku aż drżało z ekscytacji i ciekawości co mnie będzie czekało w najbliższych kilku dniach. Zatrzymałem się na swoje pierwsze zdjęcie podczas tej wycieczki.

Dzień bardzo szybko zrobił się upalny, a ja nadłożyłem sporo drogi klucząc wśród uliczek Karpacza i Szklarskiej Poręby, próbowałem nadrobić to później w trasie do Zgorzelca, ale jadąc małą pojemnością nie byłem w stanie. Całe założenie wycieczki opierało się na omijaniu dróg szybkiego ruchu. Po dojechaniu do Zgorzelca i tankowaniu na stacji zeszło ze mnie sporo ciśnienia, chyba uwierzyłem że to się naprawdę dzieje. Wyjechałem na piękną trasę w kierunku północnym przy samej granicy, wokół pięknie pachnące lasy - droga po krótej jechałem to przeplatany na zmianę dziurawy asfalt z kocimi łbami, ale przy moich prędkościach przelotowych jechało się po prostu wspaniale.

 
Zbliżałem się powoli do pierwszego pola namiotowego, wybrałem lokalizację na googlu. Kilka kilometrów przed daną miejscowością znalazłem fajny most kolejowy, niestety fotograf ze mnie żaden i nie oddaje to w żaden sposób tego jak fajnie się czułem w tym momencie.
 
 
Sam dojazd na pole namiotowe był problematyczny, nie potrafiłem znaleźć trasy, na szczęście pomogli lokalsi spod sklepu spożywczego. Dorastałem w podobnej wsi więc doskonale się w niej odnalazłem, było dla mnie oczywiste że sklep to najlepsze miejsce na spotkania i ciekawe rozmowy. Rozbiłem się na polu, przyszedł czas na przetestowanie palnika i zakupionych naczyń.

To był zdecydowanie punkt kulminacyjny pierwszego dnia wycieczki. Przez większość dnia byłem nabuzowany emocjami i nie czułem głodu, jak tylko rozłożyłem namiot i poczułem, że pierwszy dzień mam za sobą głód dał o sobie znać. Zwykły makaron z pesto i oliwki, ale po przejechanych 430 km małym piździkiem smakował po prostu wybornie!
 
Dzień 2.
Bronkow - Krosno Odrzańskie - Cybinka - Słubice - Kostrzyn nad Odrą - Mieszkowice - Siekierki - Osinów dolny - Cedynia - Chojna - Kłodowo - Perzyce - Stargard - Nowogard - Kamień Pomorski - Dziwnówek (361 km)
 
    Drugiego dnia również wstałem przed budzikiem, nie ma czasu na spanie kiedy można jechać! Celowałem w morze, konkretnie w nocleg w Dziwnowie/Dziwnówku, gdzie zostałem zaproszony na krótkie spotkanie przez kolegę Pawła z pracy. Zachodnia ściana Polski bardzo przypadła mi do gustu, przydrożne lasy bardzo fajnie wyglądały zza kierownicy, a zapach olejków z drzew iglastych miło przebijał się przez kanały wentylacyjne kasku.
 
Zupełnym przypadkiem trafiłem na ciekawe miejsce przy trasie, w miejscowości Siekierki znajduje się cmentarz wojenny 1 Armii Wojska Polskiego. Przypomniały mi się czasy gdy myślałem o sobie jako o patriocie, a określenia takie jak "narodowe", "ojczyzna" nie wywoływały wstędu przez nagonkę z rządowej telewizji. Pamiątkowa fotka przy T34/76 i w drogę

Ostatnia prosta, wg moich dochodzeń miejscowość Osinów Dolny jest najbardziej wysuniętą miejscowością na zachód, co potwierdza też widoczna tablica.

 
Pierwszy punkt zdobyty, jedziemy dalej, do przejechania tego dnia pozostało jeszcze około 180 km, a pogoda coraz bardziej się psuje. Szybkie tankowanie w Gryfinie, postanawiam dojechać jak najbliżej granicy z Niemcami, niestety wbiłem się na most z którego nie były odwrotu - tym samym znalazłem się na motorku w Niemczech, gdzie nie można jeździć 125ccm na kat. B. Szybka nawrotka przy obserwujących policmajstrach i kieruję się na północ.
    Przy dojeździe do Dziwnówka miałem bardzo niemiły akcent w tej podróży, odwinął się pas którym skręcałem rollbagi i namiot do bagażnika i powiewał radośnie po asfalcie, akurat od strony łańcucha. O takim problemie dowiedziałem się od trąbiącego dostawczaka który mnie wyprzedził, jestem dozgonnie wdzięczny. Szybki zjazd na pobocze i poprawa pasa, kurde naprawdę źle mogło się to skończyć gdyby pas trafił w łańcuch i zablokował tylne koło...
    Dojeżdzam do Dziwnówka, pod wpływem emocji związanych luźnym pasem i ciągle mając w głowie co się mogło wydarzyć, wybieram pierwszy lepszy camping. Jak się później okaże trafiłem w paskudne miejsce - na polu straszny tłok, camper na kamperze, ceny wywalone w kosmos, a co najgorsze nie mogę się rozliczyć teraz i wyjechać z samego rana jak planowałem tylko muszę czekać do 9 rano... No nic, jestem po raz pierwszy w życiu samotnie nad morzem, idę na plażę.
Wieczorem krótkie spotkanie z kolegą z pracy i powrót do namiotu, niestety pomimo godziny 23 na kampingu nadal gwar i ciężko zasnać, zdecydowanie było to najgorsze pole podczas całej wycieczki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pierwsze zdjęcie sezonu 2025

Wielkanocna przejażdzka wokół komina. Kto wie, może to to samo miejsce w jakim zrobiłem pierwsze zdjęcie Hondy po zakupie?